STREFA WIEDZY

,,Między kradzieżą a inspiracją. Jak wielkie firmy wyciągają jakościowe dane” – komentarz dla SpidersWeb.pl

,,Śledztwa magazynu „Atlantic” pokazują porażająca skalę nielegalnego pozyskiwania jakościowych danych treningowych. Apple, Anthropic, Meta, Nvidia, Salesforce i inne wielkie korporacje technologiczne tłumaczą się, że wyłącznie „inspirują się” książkami, filmami, muzyką. Opinie prawników nie są jednoznaczne, sytuacja twórców zaś niewesoła. Przyszłość obiecana przez AI pisana jest kradzionymi słowami.– tak rozpoczyna się felieton Rafała Pikuły do którego miałam przyjemność udzielić krótkiego komentarza. Zapraszam Cię do zapoznania się z całością tutaj: LINK

Powyższy tekst opisuje problematykę kradzieży własności intelektualnej przez BigTechy, a ja dzisiaj zapraszam Cię do zapoznania się z moim pełnym komentarzem, w którym również uwzględniam nowelizację prawa autorskiego z 2024 r. i moje wnioski w tym zakresie.

Nie tylko dziennikarze zastanawiają się nad tym czy wykorzystanie twórczości bez zgody autorów to tylko kolejny etap postępu, czy jednak coś więcej – problematyczny krok w kierunku masowego, nielegalnego ,,wykorzystywania” kultury.

Przepisy prawa autorskiego, które w teorii powinny chronić twórców, stają się trudne do zastosowania w tej sytuacji. OpenAI i inni giganci twierdzą, że wykorzystują dzieła w ramach tzw.  ,,dozwolonego użytku” (fair use) – wyjątku, który pozwala na korzystanie z chronionych treści w określonych celach, takich jak edukacja, parodia czy badania. Ale czy trenowanie modeli AI faktycznie mieści się w tej definicji? Tutaj zaczyna się pole do prawnych dyskusji.

Jednym z najgłośniejszych sporów w tej dziedzinie jest sprawa między The New York Times a OpenAI. Gazeta zarzuca, że jej treści zostały wykorzystane do trenowania ChatGPT bez odpowiedniego zezwolenia. Kluczowym pytaniem jest jednak, czy AI rzeczywiście „narusza” prawo, czy raczej jedynie „inspiruje się” dziełami – co może być trudniejsze do udowodnienia, ale też może być niezwykłym precedensem dotyczącym funkcjonowania branży AI. 

Problem pogłębiają dwa aspekty:

  1. Modele czasami „zapamiętują” fragmenty materiałów użytych w szkoleniu, co może prowadzić do generowania niemal identycznych treści.
  2. Modele te mogą tworzyć „syntetyczne” wyniki wyszukiwania, które reprodukują obszerne fragmenty artykułów NYT, pozwalając użytkownikom na ominięcie płatnej subskrypcji gazety.

Nie tak dawno NYT walczył również przeciwko Tasini – grupie własnych freelancerów. Co ciekawe, wtedy wydawnictwo zastosowało strategię zupełnie odwrotną do obecnej. 

Analiza obecnych zarzutów NYT wobec OpenAI i Microsoftu w porównaniu z linią obrony zastosowaną w sprawie Tasini wskazuje na wyraźną niespójność. Wówczas gazeta stawiała na ochronę swoich interesów finansowych, nie zważając na prawa autorów, twierdziła również, że wyrok korzystny dla freelancerów jest zagrożeniem dla rozwoju technologicznego. Teraz natomiast odwołuje się do idei akcentując unikalną wartość twórczości dziennikarzy jako bazę swoich roszczeń. 

,,Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia” jest idealnym odzwierciedleniem tej sytuacji – w przypadku zmiany strony i wstąpienie w rolę powoda, nagle zmienia równoważność postępu i własności intelektualnej. 

W międzyczasie OpenAI negocjuje umowy licencyjne z innymi wydawcami, w tym „The Atlantic”, Axel Springer czy Condé Nast, ale wciąż brak jest konsensusu w mediach i świecie prawniczym co do tego, jak te i inne sprawy się zakończą. Niezależnie od wyniku, ustanowią one ważny precedens nie tylko w Stanach Zjednoczonych – od decyzji sądu może zależeć nowy standard przemysłu AI i jak prawa autorów będą chronione w erze cyfrowej.

Nowelizacja prawa autorskiego

No właśnie, czy aktualnie możemy spodziewać się zmian? Na szczęście tak – i to dzieje się już na naszych oczach. Nowelizacja ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, która weszła w życie we wrześniu 2024 roku, przynosi istotne zmiany, które mają pomóc twórcom w starciu z wyzwaniami cyfrowej rzeczywistości. Na pierwszy rzut oka zmiany te wydają się być korzystne dla artystów, dziennikarzy i innych autorów, ale czy są wystarczające w erze wielkich korporacji technologicznych? 

Najbardziej przełomowym punktem nowelizacji wydaje się być niezbywalne prawo do wynagrodzenia. Twórcy i wykonawcy zyskują gwarancję, że ich dzieła, wykorzystywane w internecie (np. na platformach streamingowych czy VOD), będą generować odpowiednie wynagrodzenie. Co więcej, prawo to jest niezbywalne – nie można go sprzedać, oddać ani z niego zrezygnować. Ale czy rzeczywistość będzie równie obiecująca? Wiele zależy od tego, jak nowe przepisy będą egzekwowane. Wielkie platformy, takie jak YouTube czy Spotify, mają olbrzymie możliwości negocjacyjne i będą dążyć do minimalizacji wypłat dla twórców. Bez silnych mechanizmów kontroli i odpowiedzialności ze strony regulatorów, nowe prawo może skończyć się na dobrych intencjach bez realnych efektów. 

Kolejną zmianą jest obowiązek informacyjny, który nakłada na podmioty eksploatujące utwory obowiązek regularnego informowania twórców o tym, jak ich dzieła są wykorzystywane i jakie przychody z tego tytułu uzyskano. W teorii to krok w stronę transparentności – twórcy powinni wiedzieć, ile naprawdę zarabiają ich dzieła, jednak tu również pojawia się wątpliwość: czy dane, które będą udostępniane, będą wystarczająco szczegółowe? Czy twórcy otrzymają realne narzędzia, by zweryfikować te informacje? Z praktyki pozwolę sobie na stwierdzenie, że bez dokładnych raportów przepis może okazać się bardziej symbolicznym gestem niż faktyczną zmianą. 

Moim zdaniem problem zawsze pozostaje gdzieś pomiędzy – chcemy dać możliwość, ale nie jesteśmy w stanie dać narzędzia. Dobrym przykładem jest żądanie przez twórców dodatkowego wynagrodzenia (znana nam klauzula bestsellerowa) jeśli pierwotne honorarium okaże się nieproporcjonalne do korzyści, jakie eksploatator uzyskał dzięki ich dziełu. Brzmi świetnie, prawda? Jednak kto i na jakiej podstawie będzie decydował, co jest „nieproporcjonalne”? Wiele z tych kwestii będzie wymagało arbitrażu lub sądów, co oznacza dodatkowe koszty i czas dla twórców, którzy często nie mają zasobów, by walczyć z wielkimi korporacjami.  

Ostatnia już poruszona przeze mnie zmiana, to krok w zakresie objętości i możliwości wykorzystania utworu, co dla poniektórych może być nadal myląca. Nowelizacja przewiduje zwiększenie z 3% do 25% objętości utworu, który może być wykorzystany, ale jedynie w celach dydaktycznych lub związanych z prowadzeniem działalności naukowej pod warunkiem, że korzystanie to nie będzie miało charakteru zarobkowego oraz będzie odbywać się na odpowiedzialność tych instytucji lub podmiotów, na ich terenie lub w innym miejscu, lub za pośrednictwem bezpiecznego środowiska elektronicznego dostępnego, dzięki zastosowaniu procedur uwierzytelniających, tylko dla uczących się i nauczających lub prowadzących działalność naukową w danej instytucji lub danym podmiocie. Podkreślam – wyłącznie przez instytucje oświatowe i podmioty znajdujące się w ustawie o szkolnictwie wyższym i nauce. 

Jednak pytanie brzmi: czy te warunki będą skutecznie chronić prawa autorów, czy staną się kolejnym mechanizmem pozwalającym na swobodne korzystanie z ich twórczości bez odpowiedniego wynagrodzenia? Giganci technologiczni, tacy jak OpenAI czy Google, już udowodnili, że potrafią znajdować luki w prawie. 

Czy te zmiany faktycznie odmienią sytuację na lepsze? Czas pokaże. Jednak, jeśli my, jako społeczeństwo, nie zaczniemy doceniać wartości twórczości i odpowiednio jej wynagradzać, możemy obudzić się w świecie, w którym jakość treści zostanie zastąpiona ilością generowaną przez maszyny.

Sprawdź moje ostatnie wpisy